* * *
Mam dość gaszenia pożarów.
Znacie to uczucie. Budzę się rano, jeszcze nie zwlekłem się z łóżka, kawa dopiero gdzieś na horyzoncie – a ja już mam dosyć. Już mi się odechciewa. Już zaczynam czuć znajome napięcie w ciele, sygnalizujące emocje, których nie mam ochoty nazywać. Stan po spożyciu informacji z Facebooka. Jeszcze nie wstałem z łóżka – a już właściwie powinienem biec, pisać, prostować, pomagać, reagować. Jeszcze nie zdążyłem zdecydować, co chcę zrobić z tym dniem – a świat już chce zadecydować za mnie.
Przysięgam – nigdy więcej nie będę tego żarł na czczo.
* * *
W Facebookowym morzu śmiecia, dezinformacji i emocjonalnej papki jest pewien trend: reagowanie. Ktoś wrzucił coś? Napisał coś? Trzeba zareagować. To działało w czasach, kiedy krzywych akcji było mało; kiedy reagować wystarczało raz na tydzień, dwa, czasem miesiąc. Niestety – nie teraz. Przyszły czasy, że reagować trzeba by właściwie raz na parę godzin. I co gorsza – ludzie lubują się w reagowaniu. Ktoś napisał coś, co nam się nie podoba? Reagujmy! Trzeba tę fatalną treść rozprowadzić jak najszerzej, wszyscy muszą o tym wiedzieć!
Mam dość.
Tak, zgadzam się – kolejny artykuł o tym, że dzieci chore na autyzm – to okropna sprawa. Tyle, że to dziesiąty artykuł z rzędu, nad którym chcecie, bym się zżymał emocjonalnie, wypruwał sobie flaki, żebym jasno sprzeciwił się takiemu przedstawianiu rzeczywistości. Kolejny artykuł, pod którym kilka(naście) osób będzie załamywać ręce, pisać do redakcji i pluć frustracją na lewo i prawo.
Owszem – kolejny „specjalista” twierdzący, że ABA to jedyny sposób, żeby dziecko funkcjonowało, mnie też irytuje. Czy naprawdę musimy robić na niego nagonkę, pisać do jego zwierzchników, i spędzić kolejne dwa dni na lustracji tego człowieka w poszukiwaniu dowodów na to, że jest gorszy od nas? Po co? Nie mam na to ochoty… to niczego nie zmieni, poza tym, że może ktoś poczuje się lepiej dlatego, że komuś innemu dowalił. Nie chcę tak żyć.
Tak, partia rządząca znów odstawiła krzywą akcję. Coś Wam zdradzę: politycy chcą, żebyśmy zlatywali się jak muchy do tego, co podrzucają. W tym czasie, kiedy my się kłębimy i bzyczymy, oni za naszymi plecami przepychają dużo gorsze rzeczy – po cichu. To, co nas tak rozwścieczyło, to zasłona dymna.
Zżymanie się nad małymi rzeczami może daje chwilową ulgę – ale czy przypadkiem, na iście autystyczną modłę, nie tracimy w ten sposób z oczu całego kontekstu sytuacji?
* * *
Od dawna marzy mi się dobra seria artykułów na temat tego, co jest nie tak z ABA/SAZ. Artykułów osadzonych w polskiej rzeczywistości; opartych na mocnych danych i solidnych naukowych podstawach. Artykułów wsadzających kij w mrowisko, po którym połowa fundacji w Polsce wystawi list gończy z moją mordą. Artykułu podsumowującego kilka lat moich doświadczeń. Tylko… nie da się napisać takiego artykułu, jeśli zaprzątam sobie głowę dyskusjami o tym, jakie te fundacje są złe; dyskusjami, w których wylewa się mnóstwo emocji, ale zero pomysłów, co z tym fantem zrobić.
Mam też pomysł na tekst o ruchach antyszczepionkowych. Pomysł, który od pół roku nie został zrealizowany, bo zamiast usiąść w spokoju i ten tekst stworzyć – daję się wkręcić w wojenki podjazdowe, które niczego nie zmieniają, za to świetnie dzielą na obozy. Wojenki, którym jestem przeciwny – a w które i tak niestety wciąż czasem daję się wplątać. Wojenki będące przeciwieństwem dialogu, na którym cholernie mi zależy.
Regularnie padają też pytania o to, kiedy napiszę książkę. Ostatnio pytam też sam siebie – głównie o to, kiedy stworzę sobie w życiu warunki, żeby móc w spokoju pisać. Warunki, w których będę w stanie zrobić trzy kroki do tyłu – bo stworzenie tak dużego, poważnego tekstu wymaga ogromnej refleksji; spojrzenia, które z zasady nie może opierać się na nadmiernym reagowaniu na wszystko, co dzieje się wokół.
Chcę robić rzeczy… a do tego potrzeba przestrzeni.
* * *
Zamierzam od dziś działać dużo bardziej proaktywnie. Nie w reakcji na kolejne pożary, które trzeba gasić; nie w kontrze do czegoś, co się wydarzyło. Ze spokojem – i spojrzeniem na całość; na to, co zrobić, by moje oddziaływania miały możliwie duży zasięg i skutek. Nie przeciw czemuś – ale dla czegoś. I przede wszystkim: z poszanowaniem dla siebie samego; bo reagowanie na wszystko, co domaga się reagowania, sprawiło, że pozostało mi bardzo mało przestrzeni w życiu na refleksję, zaplanowane działania i tworzenie czegoś nowego. Sprawiło, że chociaż robię bardzo dużo – to nie czuję, żebym miał realny wpływ.
Polecam Wam również zrobić krok wstecz – zanim odkryjecie, że choć kroków wykonujecie bardzo dużo, to nie tylko efektów jest podejrzanie mało… ale przede wszystkim gdzieś uciekła jakakolwiek moc sprawcza; jakakolwiek kontrola nad własnym życiem. Polecam zadbać o to, zanim do zadbania konieczna będzie spora garść psychodropsów i dobry terapeuta.
Zanim odkryjemy, że się wypaliliśmy.